Składniki (na około 25 dużych ciasteczek):
- 3 łyżki puree z dyni
- 100g masła
- 1 jajko
- 1/2 szklanki białego cukru
- 1/2 szklanki brązowego cukru
- 2 szklanki mąki
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- płaska łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 1/2 łyżeczki cynamonu
- 2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej
- łyżeczka esencji waniliowej
- 80g białej czekolady i trochę na wierzch – użyłam mini groszków czekoladowych
Zaczynamy od przygotowania palonego masła – do rondelka przekładamy masło, rozpuszczamy na małym ogniu. Jak się rozpuści, zacznie się tworzyć piana, a następnie masło zacznie zmieniać kolor na bardziej złocisty. Mieszając cały czas, zdrapujemy małe przypalające się kawałki – to białko, z dna rondelka aby się nie spaliły, i tak czekamy aż masło zmieni barwę na lekko brązową. Ściągamy z ognia do ostudzenia.
Do miski przesiewamy suche składniki – mąkę pszenną, ziemniaczaną, proszek, sól oraz cynamon. Dodajemy kawę – u mnie w granulkach, więc na ciasteczkach miałam małe drobinki kawy, może być też taka w postaci proszku.
Gdy masło jest ostygnięte, odławiamy brązowe kawałki a masło wlewamy do miski i dodajemy do niego cukier biały i brązowy. Następnie mikserem ubijamy masło z cukrem na średnich obrotach, aż cukier się w większości rozpuści – ja używam robota planetarnego, z końcówką taką łopatką, ale na początek zwykły mikser też da radę, a potem najlepiej łyżką jeśli nie mamy planetarnego lub przystawki do miksera z szeroką końcówką. Dodajemy jajko, dynie, esencje waniliową i miksujemy do połączenia. Dodajemy suche składniki i miksujemy już na niskich obrotach tylko do połączenia. Na koniec drewnianą łyżką mieszamy razem z białą czekoladą.
Przykrywamy ciasto i wstawiamy do lodówki na minimum 2 godziny.
Przygotowujemy blachy do pieczenia – u mnie dwie duże, wyłożone papierem do pieczenia. Nastawiamy piekarnik na 180°.
Ze schłodzonego ciasta formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego i lekko spłaszczamy. Układamy na blaszce, w lekkich odstępach – one się jeszcze mocno ,,rozleją” i powiększą.
Wstawiamy do piekarnika i pieczemy 8-10 minut, do chwili aż brzegi się zetną, natomiast środek może zostać jeszcze lekko niedopieczony i miękki. Wyciągamy z piekarnika i ja na tym etapie, gdy są jeszcze bardzo gorące, delikatnie odklejam je od papieru, biorę szklankę o średnicy trochę większej niż ciasteczko i jakbym wykrawała pierogi, daje szklankę na ciasteczko i kołuję nią aby ciasteczko ładnie się uformowało w krążek, bo po pieczeniu różnie z kształtem bywa. One gdy są jeszcze ciepłe są plastyczne i ładnie się uformują. Następnie, resztę groszków czekoladowych wtykam na wierzch ciasteczek – jest to zabieg opcjonalny, ale najlepiej jest to zrobić jak są jeszcze ciepłe, aby te kawałki się wtopiły w ciastko.
Jeśli macie silną wolę to czekamy do ostygnięcia, ale szczerze takie lekko ciepłe ciasteczka to inny wymiar przyjemności. Po ostygnięciu przechowujemy je w chłodnym miejscu, ale nie w lodówce, w szczelnym pudełku. Tak do 2 dni.